wtorek, 4 grudnia 2012

Myszy...

W moim domu zadomowiły się myszy. Całe stado. I nawet trzy nasze koty im nie przeszkadzają w bytowaniu :)
W trakcie wymyślania niespodzianek w związku ze zbliżającą się międzynarodową wystawą kotów rasowych w Piasecznie, dorwałam szydełko i tak oto powstały :)

Są puchate, dobrze najedzone, kolorowe, trwałe i (prawie) niezniszczalne.
Kilka dałam kotom na pożarcie, reszta wylądowała w pudełkach.
Zabiorę je ze sobą na kiermasz świąteczny :)



środa, 7 listopada 2012

Wenie potrzebna muza :)

Tak, coś w tym jest. Czasem nie tylko muza jest potrzebna, ale i solidny kop.
I jak zwykle za przyczyną Ewelinki (halo, wstajemy, budzimy się z letargu, kiermasz świąteczny niedługo!), druga Ewelinka wzięła się do pracy.
Z uśmiechem, z zapałem, z sercem.

Powstały torebki z lawendą do szafy.
Z angielskiej przepięknie drukowanej bawełny z motywem kotów, na ocieplinie, wypchane naturalnym suszem lawendowym, bajecznie pachnące.
Każda torebka ma wieszaczek dzięki któremu można ją powiesić na wieszaku np. pod kurtką. Można je włożyć między ubrania, bieliznę, gdzie kto chce :)




A tymczasem w Pracowni wysychają i "wykańczają się" szkatułowe cudności :)

sobota, 9 czerwca 2012

Świnka i drożdżówki z budyniem

No cóż.
Od kilku dni mam nowe zwierzątko w domu, przez które decou zeszło na dalszy plan. (znowu!)
W Grzesiu zamieszkała świnka. A może to tylko nieco ostrzejsze zapalenie węzłów chłonnych, bo niejednoznaczne. Grunt że spuchł i leży. Albo lata z szalikiem na szyi i nie ma gorączki.
I nie chce jeść.

- ugotować Ci budyń?
- nie chcę budyniu
(chwila przemyślenia)
- ale drożdżówkę z budyniem to bym zjadł...
- nie ma drożdżówek, święto, procesja, sklep zamknięty, jutro rano Ci kupię
- ale ja chcę teraz!

Chciał nie chciał, lepiej żeby zjadł drożdżówkę niż nie zjadł nic, poleciałam do sąsiadki po 3 jajka, bo ostatnie właśnie zużyłam do sałatki i zabrałam się do pieczenia.

Bierzesz michę, odsiewasz do niej pół kilo mąki. W drugą michę sypiesz 50 g drożdży mieszasz z pół szklanki ciepłego mleka, dodajesz pięć łyżek mąki z pierwszej michy, mieszasz i odstawiasz niech rosną. Nastawiasz na rozpuszczenie się 100g margaryny lub masła. Do pierwszej michy dodajesz cukier waniliowy, pięć dużych łyżek cukru, dwa całe jajka, jedno żółtko (jedno białko do szklanki odstawiasz), wlewasz ciepłą margarynę, dodajesz drożdże z pierwszej michy i mieszamy, wyrabiamy, porządnie na jednolite ciacho i zostawiamy niech rośnie. Robimy budyń z dwóch paczek, takich na 500 ml mleka każda, ale mleka dajemy mniej niż każą bo budyń musi być gęstszy.. Odstawiamy niech przestygnie. Jak przestygnie i ciasto wyrośnie, to dzielimy na trzy części. Rozwałkowujemy każdą część na prostokątno na każdy placek dajemy 1/3 budyniu i zwijamy w roladę. Roladę kroimy na czterocentymetrowe kawałki i układamy na wysmarowanej tłuszczem blachę tylko trzeba porządnie osypać i oklepać mąką "dupki" drożdżówkom żeby budyń dołem nie wyciekł. Każdą pędzlujemy pozostałym z jajka białkiem. Pieczemy w 180 stopniach tak 10-15 minut jak wyjdą duże drożdżówki to dłużej, no tak na oko, aż będą rumiane i upieczone.

Wyglądają tak:



Smacznego :)


poniedziałek, 4 czerwca 2012

Uschnięta róża

Patrząc na ten wzór, ze starym, pożółkłym pismem, aż chce się coś na nim położyć. A co pasuje do starego pożółkłego listu? Równie stara, i pewnie zasuszona, róża :)
Ta kasetka jest piórnikiem. Pojemnikiem na długopisy, ołówki, kredki. Duża, pełnowymiarowa, pojemna.

Tyle że zamiast długopisów i ołówków przechowywane powinny być obsadki ze stalówkami :)
Ale mogą być i długopisy.



Taca ziołowa

Powrót do jednoskładnikowego cracka :) Już kiedyś robiłam taką tacę, ale została sprzedana na którymś kiermaszu. W domu  pomyślałam, że brakuje mi tacy, takiej małej, na dwa kubki kawy i cukier, jak ktoś przyjdzie. Albo zabrać ze sobą do sypialni herbatę i może jakieś ciacho. I przypomniałam sobie o tamtej tacy. Taaak, taka byłaby w sam raz.

Więc zrobiłam sobie drugą :)

Taki trochę sentymentalny ten crack



czwartek, 31 maja 2012

W ogrodzie

Jak tylko zobaczyłam tą serwetkę, od razu widziałam z niej szkatułkę :)
I jest. Ogrodowa, lekka, czysta, świeża, letnia :)
I chyba zatrzymam ją dla siebie.


środa, 30 maja 2012

Lawendowy komplet

A tu coś prostego w formie :)
Lawendowy komplet. Konkretna, duża szkatuła z jedną obszerną przestrzenią. Wierzch ozdobiony gałązkami lawendy. Dół pomalowany na niebiesko. Do środka również dałam małą gałązkę lawendy. Do kompletu pasujące, duże lustro, które można postawić na toaletce czy komodzie, lub powiesić na ścianie.
Prosty i przejrzysty komplet.





poniedziałek, 28 maja 2012

Herbaciarka

Popełniłam herbaciarkę. Miałam bardzo ładny i prosty wzór z jabłuszkiem, i jakoś tak mi wyjątkowo pasował właśnie do herbaciarki. Chciałam ten wzór trochę uwypuklić i wymyśliłam że wieczko zrobię metodą gazowania. Gaza stworzyła bardzo ładną fakturę i na fakturę został naniesiony wzór. Podobny element umieściłam po wewnętrznej stronie wieczka. Reszta herbaciarki została pomalowana na zielono.

Pora na letnią herbatkę :)





niedziela, 27 maja 2012

Chustecznik z gumą arabską

Chciałam sprawdzić, jak wyglądają spękania przy zastosowaniu bardzo starej, naturalnej metody. Kiedyś nie było specjalnych preparatów, jedno dwu czy w ogóle jakiś składnikowych. Materiały były naturalne. Klej był gotowany, lakier naturalny (choć częściej wosk). Spękania robiono przy pomocy gumy arabskiej. Guma arabska to zaschnięta na powietrzu żywica afrykańskiej akacji. Takie bursztynowe, złotawe, kremowe i półprzezroczyste kryształki. Rozpuszcza się je w wodzie. Można mieszać, robiąc z gumy klej, albo farby artystyczne. Ja zastosowałam gumę w naturalnej postaci. Ozdobiony na gotowo chustecznik posmarowałam rozcieńczonym trochę wikolem, ponieważ surowa guma arabska ma tendencję do odpadania od powierzchni po wyschnięciu, a wikol ją trzyma tam gdzie powinna być :) Później nałożyłam gumę arabską, rozsmarowując ją pędzlem po całej powierzchni. Trzeba to robić ostrożnie, guma jest lejąca i lepka, i może po prostu spłynąć z pionowej powierzchni. Jasne przedmioty potraktowane gumą nigdy nie będą białe. Guma ma różne odcienie, w trakcie wysychania przebarwia się na bursztynowo, żółtawo, tak jak kolor naturalnej gumy. Schnie bardzo długo a spękania pojawiają się bardzo późno, więc trzeba uzbroić się w cierpliwość. Spękania są zależne od temperatury i wilgotności otoczenia. W niższych temperaturach i wilgotnym pomieszczeniu mogą się nie pojawić wcale. Mój chustecznik schnął na parapecie południowego okna, w pełnym słońcu. Całkowite wyschnięcie zajęło mu dwa tygodnie, ale spękania wyszły bardzo ładne. Są delikatne, o dużej wielkości oczkach. Tam gdzie gumy było dużo, spękania są głębokie i duże, a tam gdzie gumy mniej, są małe i przypominają pajęczynkę. Bardzo ładnie wyszedł. Taki stary, naturalny, i "babciowy".


niedziela, 13 maja 2012

Koty i lawenda

W moim domu zadomowiły się koty na dobre. Dosłownie.
Skaczą drapią i fruwają, dokładnie tak jak mówił niezapomniany Pan Sumiński.

Nic dziwnego więc że pojawiły się na wieszakach. Te są czarne i charakterne. Robiłam je już kiedyś ale tak się podobały że poszły wszystkie na pierwszym kiermaszu i nie zdążyłam ich uwiecznić. Tym razem uwieczniam i to podwójnie, a co! Te też niezmiennie mi się podobają, a że mam jeszcze kilka podobnych, równie zabawnych wzorów, to wkrótce będzie kotów komplet :)



I nieco dla równowagi, lawenda. Kiedyś trzeba odpocząć od kotów ;)


niedziela, 6 maja 2012

Moje pierwsze Tildy :)

Ostatni czas nie służył rękodziełu. Jesienne wypalenie i ogólne zniechęcenie, do tego w ostatnich miesiącach ciężka praca na dwa etaty po których człowiek wracał do domu i padał. Przespane weekendy. Senne wieczory. Leniwe popołudnia.
Chodziły mi po głowie różne pomysły, projekty, nowe techniki. Powoli układały się w całość. Tymczasem pracownia zarastała pajęczyną. Dosłownie i w przenośni.
Długi majowy weekend przyniósł ukojenie. Organizm odpoczął na tyle że nos węszył sam w kierunku pracowni. Kupiłam sobie 3 regały, dzięki którym ustawione wszędzie w stosiki książki znalazły swoje miejsce, starczyło też na poukładanie drewienek które od dawna czekały na swoją kolej. Pracownia zyskała nie tylko na urodzie, ale i na przestrzeni. W końcu stałe miejsce znalazły i pędzle, i maszyna do szycia. No, można działać :)
Na początku długiego weekendu przyjechała do mnie siostrzenica. Zawsze jak przyjeżdża, sprawdza, co mam dobrego i co może samodzielnie bądź z niewielką pomocą zrobić.
Wyciągnęłam z kąta resztki starych koralików, pozostałości sznurków, linek, szpilek, bigli. Wręczyłam narzędzia. Siedziały dziewczyny i robiły kolczyki. Patrzyłam i opowiadałam jakie cudeńka robiła moja sąsiadka z grójeckich Dni Ziemi. Kolczyki, bransoletki, zawieszki... Uszyła też króliki Tilda, które wszystkim się podobały. Mi też.
- Ciocia, a uszyjesz mi takiego królika?
- Uszyję :)
Może tego było trzeba, jakiegoś bodźca do działania, pozwolenia na "odpajęczenie" pracowni.

Króliki powstały dwa. Łobuziak Looser mojej córki i Panna Lusia siostrzenicy. Razem wyglądają jak para, osobno też prezentują się całkiem całkiem. Looser dostał spodnie i kapelutek z kraciastego sztruksu. Dostał też prawdziwą procę. Lusia dostała letnią sukienkę z koronką i fartuszek w żółte róże. Do kapelutka dodałyśmy kwiat.
Jak się podobają?






Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...